„Nie zwieszaj głowy w dół. Nie ma rzeczy niemożliwych a wierząc bardzo wiele można dobrego osiągnąć i wyjść z ciężkiej choroby nowotworowej.”- inspirujący wywiad z Emilą Duda

Ujmująca i inspirująca rozmowa z Emilą Duda, która w ciągu 2 ostatnich lat stoczyła walkę o życie a w minionym tygodniu, wzięła udział w maratonie, mając już protezę zamiast nogi. Jestem wdzięczna i wzruszona, że zgodziła się udzielić wywiadu- wierzę, że jej historia może być niesamowitą inspiracją do tego, by sięgać w swoim życiu po więcej- i nie zwieszać głowy gdy jest trudno.
RED: Emilo, bardzo Ci dziękuję, że masz ochotę podzielić się swoją historią z naszymi Czytelnikami. Pamiętam Cię z dzieciństwa i słyszałam o twojej chorobie, jakże mnie poruszyło video, na którym zobaczyłam, jak z protezą jednej nogi bierzesz udział w maratonie. Opowiedz proszę jak doszło do tego, że masz amputowaną nogę.
ED: Witam serdecznie wszystkich, którzy przeczytają moją historię. Moja historia choroby i pożegnania się z nogą wyglądała tak.
Dnia 05-10-2023 upadłam i złamałam kłykieć w kolanie. Trafiłam na SOR w szpitalu w Międzychodzie. Udzielono mi pomocy. Na drugi dzień udałam się do poradni chirurgicznej, gdzie z kolana ściągnięto 2 strzykawki krwi i lekarz zdecydował, że zostaję w szpitalu i będę miała wykonany tomograf komputerowy. To trwało cały weekend. W poniedziałek przyszedł lekarz i poinformował mnie, że mam nowotwór kości piszczelowej prawej. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam – jak to nowotwór? Ja? Pamiętam jak leżałam na łóżku i czekałam, na obchód lekarzy mając nadzieję, że usłyszę więcej szczegółów. Gdy się pojawili usłyszałam tylko, że jest opis na płycie TK nogi prawej i zostanę przewieziona karetką do szpitala do Poznania. Tak się stało. W Poznaniu lekarz obejrzał płytę i dostałam termin na koniec października na ostrą biopsję. Po wykonaniu badania biopsji wypisali mnie do domu i czekałam na wynik. Biopsja wykazała, że mam łagodną zmianę – dysplazja włóknista kości piszczelowej.
Po odebraniu wyników biopsji otrzymałam termin wstawienia się do szpitala w Poznaniu, do Ortopedyczno-Rehabilitacyjnego Szpitala Klinicznego im. Wiktora Degi, na operację zespolenia kości piszczelowej prawej nogi- 23 listopada 2023. Wtedy kolejny raz pobrano wycinek do badań histopatologicznych. Wyniki badań wskazały ponownie na łagodną zmianę. Operacja trwała kilka godzin, zespolono mi nogę na 7 śrub. Jak przypomnę sobie ten ból, był nie do zniesienia. Zacisnęłam zęby i powiedziałam sobie, że dam radę. Wierzyłam, że to jest chwilowe i z dnia na dzień będzie lepiej. Po operacji wróciłam do domu i zaczęłam wracać do sił. Kule były moją podporą. Pod koniec grudnia 2023 już byłam w stanie po domu poruszać się bez kul. Bardzo mnie to cieszyło. Niestety z początkiem nowego roku, moja noga zaczęła puchnąć a ból był nie do wytrzymania. Nie czekałam długo. 5 stycznia 2024 r. pojechałam na SOR do szpitala na 28 czerwca w Poznaniu. Wyniki badań CRP wskazały 193 a nie powinno przekraczać 5 mg/l. Pobrano mi tylko krew i wypuszczono do domu. Ból był nie do zniesienia, lód, okłady aby uśmierzyć ból i tabletki przeciwbólowe. Następnego dnia dostałam telefon od lekarza z Poznania, że mam udać się na prześwietlenie żył gdzie zrobiono badanie DOPLERA. Był to straszny dla mnie tydzień i początek roku. Nie mogłam zasnąć z bólu, który był nie do opisania. W środę 9 stycznia pojechałam do szpitala do Poznania do swojego lekarza prowadzącego, który pobrał z rany, gdzie był obrzęk strzykawką, materiał do badania (posiew) i wyszło, że mam gronkowca. Dostałam silny antybiotyk na 4 tygodnie. Ból minął dopiero po 3 tygodniach brania antybiotyku i leków przeciwbólowych. Na początku lutego 2024 pojechałam do szpitala do Drezdenka na 3 tygodnie rehabilitacji zostawiając w domu 4 letniego synka, męża i mamę. Uważałam, że dojdę do sprawności po pobycie tam. Pod koniec lutego wróciłam do domu szczęśliwa. Noga się wzmocniła mimo, że z wciąż funkcjonowałam z asekuracją kul. Miałam szczerą nadzieję,że teraz już będzie dobrze. Na początku marca 2024 znowu na bliźnie zaczęło się coś zbierać na ranie i zrobił się obrzęk. Pojechaliśmy z mężem do szpitala do Poznania na oddział. Znowu powtórka. Strzykawką ściągnięto mi krew i odesłano do domu. Kolejny dzień ból niestety narastał i miejsce rany bardzo bolało. Udaliśmy się kolejny raz do Poznania na 28 czerwca na oddział gdzie ponownie pobrano z rany strzykawką posiew- by sprawdzić co się dzieje. Na 3 dzień w nodze pojawiła się rana z której sączyła się ropa. Z mężem pojechaliśmy 5 marca do lekarza prowadzącego, który oczyścił ranę i powiedział, że mam stawić się do szpitala 13 marca i będą otwierać nogę po raz 3 aby usunąć zespolenie i oczyścić wszystko. Po operacji założono mi gips na 3 tygodnie i wyjęto śruby. Po upływie czasu zdjęto mi gips w szpitalu i rana się goiła lecz długo to trwało. Prosiłam swojego lekarza aby wykonać rezonans magnetyczny, to powiedział że nie ma konieczności. Prosiłam o to w kwietniu, maju aż do czerwca aż jadąc do szpitala do Poznania zrobiono mi RTG i wyszło na zdjęciu, że COŚ zjada mi kość lecz lekarz nie wiedział co to jest. Dostałam na CITO kolejne wezwanie tym razem aby stawić się na oddział Onkologii i Traumatologii nogi w szpitalu w Poznaniu na 28 czerwca. Po raz 4 mieli otworzyć nogę i zobaczyć co się z nią dzieje. Niestety we wtorek gdy miałam już jechać na blok i byłam przygotowana do zabiegu przyszedł lekarz i poinformował mnie, że już nie da rady zrobić operacji i podał czwartkowy termin. niestety też nie doszło do operacji w zaproponowanym ,nowym terminie. W piątek 7 lipca wykonano mi rezonans z kontrastem nóg a po weekendzie w poniedziałek TK z kontrastem klatki piersiowej, brzucha i miednicy. Po południu w poniedziałek 9 lipca odebrałam wynik rezonansu i wyszło, że jest bardzo źle ale nikt mi o tym jeszcze nie powiedział. Po prostu czytając opis, sama wywnioskowałam, że mam się czym martwić. Wypisano mnie 10 lipca 2024 z oddziału i dostałam skierowanie do poradni onkologicznej gdzie termin wizyty był dostępny dopiero na 20 sierpnia 2024. Nie czekałam bezczynnie. Kuzynka umówiła mnie na biorezonans w Puszczykowie i zaczęłam jeździ prywatnie na kilkanaście terapii. Czułam się lepiej choć z tyłu głowy nie dawało mi spokoju, co się dzieje z moją nogą. Poszłam prywatnie do onkologa z opisem rezonansu, powiedział, że skonsultuje to z kolegami i da mi znać. 17 lipca kuzynka umówiła mnie prywatnie do Legionowa, do lekarza aby skonsultować ten przypadek z nogą, jednego dnia dwóch lekarzy powiedziało aby udać się do Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie.
Pojechałyśmy z kuzynką z Legionowa do Warszawy do NIO jeszcze tego samego dnia, gdzie przyszła pani kierownik Kliniki Nowotworów Kości Miękkich i Czerniaków, po przeczytaniu opisu rezonansu i mojej historii choroby po 5 minutach wróciła i uprzejmie poinformowała nas co jest potrzebne aby szybko dostać się na konsultacje.
Zaczęłam więc załatwiać formalności, aby jak najszybciej się tam dostać się na wizytę. Udało się 8 sierpnia 2024 zawiozłam wszystko do sprawdzenia nawet materiały z badań histopatologicznych (preparaty) i po niecałym miesiącu pojechałyśmy z Aśką na wizytę. To był czwartek 5 września 2024 i diagnoza od dr. Szostakowskiego nowotwór złośliwy kości piszczelowej i 6 cykli chemii po 3 dni w Warszawie na oddziale co 3 tygodnie.
23 września dostałam pierwszą chemię i przed podaniem 3 chemii musiałam w między czasie zrobić rezonans z kontrastem i tomograf komputerowy z kontrastem. 25 listopada 2024 o godzinie 8.00 pojechałam na blok operacyjny gdzie amputowano mi nogę, by ratować moje życie.
RED: Tyle czasu i tyle poszukiwań. Skąd wzięłaś siłę na walkę z chorobą, która była jedną wielką niewiadomą ?
ED: Mam 6 letniego syna, męża i to dla nich oraz naturalnie dla siebie chcę żyć i wyjść z nowotworu.
Wiara, nadzieja, miłość to dodawało mi sił do walki z wrogiem, który był złośliwy i straszny. Nigdy nie zapomnę słów doktora z Warszawy, 5 dni przed amputacją mojej nogi, który powiedział mi, że najpierw ratuje życie, później daną część ciała. Tak do tego zdecydowałam podejść. Chciałam żyć. Najtrudniejsze dla mnie w chorobie było powiedzieć synkowi, że jego mamie amputują nogę. To było wyzwanie ale wytłumaczyłam mu, że już nie będzie mnie ona bolała.
Życie to dar i trzeba go pielęgnować. Korzystać z uroków piękna natury, być dobrym dla drugiego człowieka i mieć cel w życiu. Żyć całą sobą. Kochać życie i bliskich oraz ludzi których mamy wokół siebie. Ja jestem bardzo wdzięczna za osoby, którymi się otaczam pomocni, serdeczni i o wielkim sercu.
Pomoc jaką dostałam od wszystkich w chorobie bardzo wiele dla mnie znaczy. Szanuję to bardzo i dzisiaj dziękuję każdemu i z osobna za okazane serce, miłe słowo, sms, telefoniczne nadesłane przez fb, złożone osobiście i za każdą przekazaną złotówkę na rehabilitację, wyjazdy do szpitali i specjalistów, oraz na protezę. To naprawdę WIELE dla mnie znaczy.
RED: Tak, w takich sytuacjach dowiadujemy się kogo mamy blisko. Jak się nie poddawać w takich sytuacjach wyzwań? Jaki jest twój unikalny sposób?
ED: Wiesz Olu, prawda jest taka, że ja zawsze wolałam dawać coś drugiemu człowiekowi niż kogoś prosić o pomoc. Niestety choroba nie wybiera i padło na mnie. Musiałam się przełamać i nauczyć się korzystać z pomocy i wsparcia. To nie jest nic złego. Od dziecka lubiłam sport, głównie siatkówkę – kocham ten sport. Grałam od podstawówki, później w szkole średniej w lidze amatorskiej w Międzychodzie. Prowadziłam przez kilka lat sekcję siatkówki kobiet amatorsko w Chrzypsku. Sędziowałam piłkę siatkową i piłkę nożną, należałam do klubu sportowego “Jeziorak” gdzie grałam w tenisa stołowego, jazda na rowerze, tenis ziemny. Aż tu nagle taka choroba?! Ale jak to? Skąd? To spadło na mnie i moich bliskich jak grom z jasnego nieba.
Unikalny sposób, jeżeli mogę tak powiedzieć, to nie zwieszać głowy w dół. Dzisiaj czuję, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych a wierząc, bardzo wiele można dobrego osiągnąć i nawet wyjść z ciężkiej choroby nowotworowej. Mi pomogło pozytywnie patrzenie na życie, pomimo problemów. Wierzę, że każdy problem można rozwiązać, rozmawiając ze sobą ale też szukając najlepszych z możliwych opcji.
Modlitwa dała mi też wiarę w lepsze jutro. To, co dostałam od życia, nauczyło mnie pokory dla siebie i drugiego człowieka.
RED: Tak, wiara dodaje sił. Amputacja nogi…dla osoby, która była całe życie aktywna. Jak się odnalazłaś w tej nowej wizji siebie?
ED: Nie ukrywam, że po wybudzeniu był to dla mnie wielki szok i niedowierzanie. Przez 24h byłam na obserwacji na oiomie. Trudno mi było na początku, ból fizyczny ale też inna wersja ciała, musiałam przyjmować silne leki przeciwbólowe. Nie należę do osób, które się nad sobą użalają. Już trzeci dzień po operacji wzięłam kule i zaczęłam chodzić po korytarzu. Powiedziałam sobie w duchu, że dam radę i dałam. Przeszłam wtedy 2 razy się po oddziale. Później z dnia na dzień było tylko coraz lepiej.
Uważam, że na wybieg nie muszę już iść – śmieję się, chcę żyć , bo mam dla kogo i tak podeszłam do tej sytuacji. Straciłam nogę ale zyskałam szansę na nowe życie. To jest dla mnie najważniejsze.
Nowa wizja siebie – nie ukrywam, że na początku nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Amputacja nogi prawej na wysokości uda wydawało mi się to bardzo straszne. Jednak gdy zaczęłam się w nowej sytuacji odnajdować, zobaczyłam, że z biegiem czasu, ćwiczeń i rehabilitacji mogę jechać na rowerze stacjonarnym- choć na początku, wierz mi, wydawało mi się to niemożliwe. Można iść na basen, nauczyć się prowadzić auto, być już niezależnym. Gdy to do mnie dotarło, zrozumiałam, że sobie poradzę. Postanowiłam dużo ćwiczyć, rehabilitować się, jeździć na turnusy rehabilitacyjne gdzie otrzymam wsparcie i wiedzę od specjalistów jak się poruszać. To wtedy też pojawił się mój ambitny pomysł by wystartować w maratonie na 10,5 km – z asekuracją wózka i kul na początku.
W listopadzie 2024 była amputacja do lutego 2025 ostatnia chemia a było ich aż 7 serii, mimo że na początku była opcja tylko 6.
Najważniejsze w tej chwili dla Mnie jest to, że żyję. Życie jest takie piękne i nie można o tym zapominać. Nawet jeśli nie jest łatwo, mając wsparcie rodziny, przyjaciół, znajomych można wiele zdziałać i podnieść się nawet po takiej trudnej walce, jaką ja stoczyłam w ostatnich miesiącach.
Nie polecam patrzeć wstecz, co było nie wróci- mam w tej chwili nową rzeczywistość ale dostałam drugie życie i chcę je przeżyć jak najlepiej.
RED: To jest piękna postawa. Udział w maratonie, z protezą nogi- jak Ty tego dokonałaś? Co chciałaś sobie udowodnić ale też jak zainspirować innych ludzi?
ED: Przyznaję, że gdy tylko skończyłam ostatnią serię chemii, to w duchu obiecałam sobie, że wystartuję w maratonie na 10,5 km w nordic walking z kulami. Zrealizowałam to postanowienie. Miałam wsparcie, koleżanki były ze mną i naturalnie towarzyszył mi też wózek inwalidzki. To był i tak potężny wyczyn dla mojego organizmu w tym roku. Wiedziałam, że jeszcze nie dałabym rady przejść tego całego odcinka na nogach. Szczególnie, że jestem dopiero 4,5 miesiąca od założenia protezy tymczasowej. Teraz czekam na protezę ostateczną.
Jak chciałam zainspirować innych? Bardzo zależało mi na tym by pokazać, że nie możliwe nie istnieje. Chciałam też zainspirować kobiety do tego, by mimo choroby, lub innych wyzwań nie zamykały się na świat i ludzi. By mimo wszystko korzystały z życia i wyznaczały sobie nowe cele w życiu. bo to nas napędza i daje wolę życia.
Chciałam też sobie udowodnić, że dam radę nie mając już jakiejś części ciała – nogi. To był dla mnie niesamowity wyczyn. Bo na początku, naprawdę bałam się jak po amputacji będzie wyglądało moje życie. Dlatego dzisiaj chce powiedzieć też do osób, które mierzą się z chorobą, nie poddawajmy się za szybko wobec swojego ciała, na początku jest trudno- owszem, ale to głowa jest odpowiedzialna za to, co robimy w danym momencie.
NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE – tego będę się trzymać.
RED: Czuć od Ciebie niesamowitą siłę i determinację. Co byś powiedziała kobietom, które aktualnie mierzą się z wyzwaniami w życiu, tak od siebie?
ED: Jak obserwuję kobiety to wiem, że my kobiety jesteśmy silne. Wiadomo, że pojawiają się chwile zwątpienia. Analizujemy sens życia, ale życie to dar i nie możemy o tym zapominać. Zdrowie jest ważne i uważam z perspektywy czasu, że badając się profilaktycznie jesteśmy w stanie szybciej się zdiagnozować i podjąć trudne decyzje. Jeśli chorujecie, szukajcie rozwiązań nie u jednego lekarza lecz u wielu specjalistów. Osobiście polecam też metody niekonwencjonalne, które dużo mi pomogły i korzystam z nich do dnia dzisiejszego jak min. biorezonans.
Sama doskonale wiem, że życie pisze różne scenariusze ale pamiętajcie nigdy nie można się poddawać – walczyć i wierzyć w siebie trzeba do końca. Wtedy też życie nabiera kolorów i mamy szansę dostrzec sens naszego istnienia.
Z całego serca dziękuję Aleksandrze J. Spunda, że poprosiła mnie o udzielenie wywiadu o mnie i mojej chorobie.
Ja również wierzę, że ” Razem możemy więcej”.
RED: W podziękowaniu za tą niesamowitą inspirację i MOC, którą Emila się z nami podzieliła chciałabym prosić o wsparcie Emilli zbiórki, bo całe leczenie to były kolosalne koszty, które nadal jeszcze się nie kończą. Tutaj link do zbiórki, podzielmy się sercem :
https://www.siepomaga.pl/emilia-duda.
ED: Proszę, przekaż mi 1,5% podatku przy rozliczeniu PIT. Twoje wsparcie jest dla mnie ogromnie ważne. Dziękuję za każdy gest i okazane serce — Emilia Duda!
Fundacja Siepomaga
KRS: 0000396361
Cel szczegółowy: 0704452 Emilia